';

Zanurzam się – refleksja po 6 zjeździe 1 edycji Szkoły Bycia Wewnętrznego

Spotkanie z otwartymi cyklami i życiem, które chce się poruszyć…

W piątkowe popołudnie szóstej odsłony Szkoły Bycia Wewnętrznego zanurzyliśmy się – krok po kroku, oddech za oddechem – w ciche, poruszające przestrzenie naszej wewnętrznej rzeczywistości. To nie był zwykły zjazd. To było spotkanie z tym, co zatrzymane, a jednocześnie żywe. Z tym, co czeka – nie zawsze głośno – na wysłuchanie, na obecność. Na nas.

„Zanurzam się…” – tymi słowami rozpoczęliśmy nasz wspólny czas. Przestrzeń powoli oczyszczała się z pośpiechu, napięć, z tego, co nie mogło się ruszyć. Pojawiła się cisza – taka, która nie przeraża, ale przyjmuje. Która nie domaga się, ale pozwala oddychać.

To spotkanie było inne.

Wysłuchaliśmy głosu Gendlina, ale bardziej jeszcze – słuchaliśmy siebie nawzajem i siebie samych. Czasem milcząc. Czasem z trudem znajdując słowa. A czasem – tylko patrząc sobie w oczy i zostając z tym, co porusza się głęboko, pod powierzchnią znanych opowieści.

Rozmawialiśmy o cyklach.

O tych, które się domykają – jak oddech, który po wydechu przyjmuje wdech.

I o tych, które pozostają otwarte – jak dłoń, która jeszcze nie została uchwycona.

Cykl otwarty to taki, w którym życie zatrzymało się w jednym miejscu. Ale nie znikło. Ono nadal próbuje – na różne sposoby – odnaleźć drogę do przodu. Czasem przez powtarzające się emocje. Czasem przez sytuacje, które wracają w naszym życiu z uporem. Czasem przez relacje, które wołają o więcej obecności.

Dotykaliśmy tego razem.

Z delikatnością. Bez pośpiechu. Z szacunkiem do tego, co nieprzeniesione. Co może w nas od lat czeka.

Cisza stała się przestrzenią, w której mogliśmy spotkać się z własnymi „zamrożonymi całościami” – z tym, co nie pozwalało doświadczeniu płynąć dalej. Co tkwiło w ciele jako znana reakcja, ciężar, napięcie…

Ale nie zostaliśmy z tym sami.

W spotkaniu – w tym, że ktoś patrzył, słuchał, był –

coś zaczynało się poruszać.

Nie jako analiza. Nie jako decyzja. Ale jako miękki, subtelny ruch w stronę nowego znaczenia. Jak szczelina w lodzie, przez którą może przepłynąć czułość.

W takich momentach, choćby najmniejszych, rodzi się nowy sposób bycia wewnętrznego.

To nie teoria. To nie wiedza.

To doświadczenie, które rozpoznaje każdy, kto choć raz poczuł, jak z wewnętrznego zatrzymania wypływa cichy impuls życia.

I choć nie każdy cykl udało się domknąć,

choć nie każda rana mogła się otworzyć –

to coś bardzo prawdziwego wydarzyło się między nami:

poczuliśmy, że nawet to, co zamrożone – nie jest martwe.

To był czas, który nie wymagał gotowości na zmianę.

Wystarczyła gotowość, by być – z tym, co jest.

I może właśnie to bycie – tak proste, a tak rzadkie –

zaczyna nas powoli rozmrażać.

W szóstej odsłonie Szkoły – każdy z nas spotkał się z sobą w miejscu, w którym życie… jeszcze nie ruszyło. Ale już zaczęło słuchać.

A to początek.

Nowy początek.