';

Zaczęliśmy… ale nie od początku

Szkoła Bycia Wewnętrznego – Edycja 2 – Spotkanie 1 – Zaczęliśmy… ale nie od początku

 

Nie było wielkich słów, planów ani celów. Była cisza, materace ułożone w kręgu, kilka spojrzeń – i coś, co trudno nazwać, a co poruszyło się w nas z pierwszym wspólnym oddechem.

Witaj. Miło, że Jesteś.

Takie powitanie otworzyło drzwi do przestrzeni, która – jak się okazało – była w nas od dawna. Czekała. Może właśnie na tę sobotę. Może na to konkretne spotkanie. A może po prostu na chwilę, w której będzie można nie wiedzieć, a jedynie być.

Rozpoczęliśmy drugą edycję Szkoły Bycia Wewnętrznego w Instytucie Obecności. Miejsce znów przyjęło nas z serdecznością – bez pośpiechu, bez oczekiwań. Tak, jakby samo istnienie było wystarczającym powodem, by się spotkać.

Usiedliśmy w kręgu. Pojawiły się słowa – ciche, uważne, ledwo wypowiedziane. I pojawiło się coś więcej – delikatne „tak” wobec tego, co żywe i niewyrażone. Przez cały dzień towarzyszyło nam pytanie: Jak teraz się masz w ciele? Nie jako zadanie, ale jako zaproszenie.

 

Dwa modele bycia
Wróciliśmy do znanego zdania: „Myślę, więc jestem”. Ale tym razem nie jako do prawdy, lecz jako do punktu wyjścia – do zobaczenia, jak ten sposób myślenia wpłynął na nasze życie wewnętrzne.

Rozpoznaliśmy, jak często próbujemy „rozumieć siebie” z poziomu głowy: porządkować, analizować, usprawiedliwiać, kontrolować…

A jednak gdzieś pod tym wszystkim – coś milczy, czeka, woła.

To coś – to właśnie nowy sposób bycia wewnętrznego:

„Odczuwam i doświadczam, więc jestem.”

Nie chodzi w nim o to, by przestać myśleć, ale by pozwolić, aby doświadczanie – także cielesne, prekonceptualne, subtelne – miało swoje miejsce.

Zatrzymaliśmy się przy tym, co trudno uchwytne, ale bardzo prawdziwe – jak napięcie w brzuchu, jak cień w relacji, jak lekkie poruszenie, które pojawia się na dźwięk czyjegoś głosu.

 

Ślad Gendlina

Towarzyszył nam w tym spotkaniu Eugene Gendlin – nie jako postać z podręcznika, ale jako ten, który otworzył drogę do słuchania czegoś więcej.

Zatrzymaliśmy się przy jego życiu i wrażliwości. Nie był teoretykiem. Był człowiekiem, który słuchał tego, co jeszcze nieuformowane.

To on odkrył, że ciało wie – zanim głowa zrozumie.

Że pod słowami zawsze jest coś więcej – coś, co dopiero chce się powiedzieć.

 

Doświadczanie jako źródło
Zbliżaliśmy się do tego, czym jest doświadczanie – nie jako filozofia, lecz jako codzienna możliwość.

Rozpoznawaliśmy, że to nie myśli niosą najgłębszą prawdę o nas.

Że to, co czujemy w ciele, często jako pierwsze wskazuje, że coś się dzieje: że jesteśmy poruszeni, tęsknimy, boimy się, potrzebujemy.

Pojawiła się wspólna zgoda na to, że zanim coś nazwiesz – możesz to po prostu odczuć.

I że w tym czuciu kryje się kierunek, nie gotowa odpowiedź.

 

Instytut Obecności – miejsce, które słucha

To spotkanie nie było „zajęciami”. Nie było wykładu, który trzeba zapamiętać.

Było zatrzymanie.

Było bycie razem – w kręgu, w ruchu, w milczeniu, w pytaniach.

Było miejsce, które nie wymaga – ale przyjmuje to, co żywe i prawdziwe.

Właśnie tak zaczęliśmy. Nie od wiedzy. Nie od celu.

Zaczęliśmy od siebie.

I od cichego przeczucia, że to dopiero początek.

 

Doświadczam – więc Jestem.

To nie hasło. To sposób, w jaki zaczynamy iść razem przez następne miesiące.

Z troską, z odwagą, z ciekawością tego, co jeszcze się nie wypowiedziało.

Ale już jest. Tu. W nas.

Tomasz Radkiewicz